"Solówka"
Czwartek 9.04.2009.
Zbliża się godzina wolności ( 17 -sta) . Koniec pracy na dziś a czas i pogoda idealny na małe przegonienie pająków z wydechów
japońskiego smoka .
Nerwowe codzienne czynności zamykania majdanu uspokaja myśl o tym jednym ,o gnaniu do przodu w popołudniowych promykach słońca . Odziany w skórę spokojnym krokiem udaję się w stronę garażu oddalonego o jakieś 8 minut (pieszo) drogi.
Po drodze mijam szczęśliwców mknących tam i tu na swych maszynach . Co bystrzejszy pozdrawia mnie ,choć nie jadę motocyklem ,tylko idę pieszo. Uniform zdradza moje hobby i o to chodzi . Wypracowane manewry odbezpieczające rumaka zakutego w łańcuchy ,to rytuał ostatniego przygotowania do wybiegu. W końcu wytaczam potwora z wilgotnej ciemnej zimnicy budynku o grubych murach zwieńczonych stropem kolebkowym . Maszyna zachodzi lekkim zmatowieniem z powodu różnic temperatur . Latem jest ciekawie , niby taka starodawna klimatyzacja. Plusami jest na pewno to ,że napoje przechowywane wewnątrz mają idealną temperaturę do spożycia .
Jeszcze tylko wzrokowy przegląd i można odpalać . Przyroda budzi się do życia i myśli jakieś takie pozytywniejsze , i sąsiad spoglądający z oddali uśmiechnięty zapytuje a właściwie krzyczy : (co robi w ogóle rzadko) : " jaka pojemność ? " - chwila zawahania z niedosłyszenia i odkrzykuję z dumą : " 1,7" ,na co on nie odpowiada za głośno ,tylko dobiega mnie ciche ale zakończone uśmiechem niedowiarka : " kuu......." .
Z entuzjazmem odpalam 348kg odpowiadające na kuu.... ,basowym buu...(he,he ,ale sobie pogadali ) i ruszam przed siebie .
Jadę .
Teraz dopiero zastanawiam się dokąd tym razem ? Ale to nie jest ważne ,przecież jeszcze dwa miesiące temu marzyłem o tym właśnie momencie. Motocykl rozgrzany ,ssanie można zamknąć ,reakcja na odkręcenie manetki bez zastrzeżeń .
Powoli smakuję rozpędzania i nigdzie się przy tym nie spieszę .Przez otwarty wizjer kasku dolatują różne wiosenne zapaszki wiejskich miksturek rozlewanych na polach by ziemię użyźnić ,by dała nam chleb dnia powszedniego, by nigdy go nam nie zabrakło !
Ogień !
Brak wcześniej zdjętej szyby powoduje niesamowity napór powietrza na korpus ciała . Wiatr nie szarpie głową, tak jak to przy szybie było i powodowało dziwne drgania i niestety trudności ze skoncentrowaniem wzroku na oddalonym planie . Jedynie przybranie postawy kierowcy plastika, zamykało temat turbulencji za szybowej . No tak ,ale jak to musiało komicznie wyglądać , gdy dostojnego cruisera dosiada skulony kierowca? Tak więc zdjąłem "żagiel" ,by nacieszyć się pędem powietrza i smaku much towarzyszącemu temu zjawisku od zawsze . W efekcie dobrze wyprofilowany kask otwarty typu jet , daje komfort taki sam jak integralny kask, a po szarpaniu głową zostały tylko wspomnienia.
Ruch na krajowej "czterdziestce",jak nigdy - spokojny . Śmiało odkręcam gaz a rumak reaguje natychmiast uwalniając stado mechanicznych koni z dwóch mega cylindrów, których charakterystyczny widok ukrytych w chromowanych szklankach dwóch popychaczy, zdradza wtajemniczonym markę motocykla. W mgnieniu oka 110....120....130....140 km/h i to jednostajnie ,bez zająknięcia . Wraz z przyrostem prędkości opór powietrza przekazywany jest na ciało które za pomocą rąk próbuje wyrwać kierownicę z chromowanych półek . Wyprzedzam inne pojazdy w których kierowcy z zazdrością spoglądają na czarnego easy ridera z dużym zapasem mocy i niesamowitego momentu obrotowego. Nisko tonowe puste kominy biegnące po za koniec czarnej bestii ujadają jak dwa pit bule próbujące się na wzajem przeszczekiwać. Mijanych z naprzeciwka, mijam z niewiarygodną sumą prędkości względem siebie. Wtedy to już naprawdę "strach się bać" ,co by było gdyby .....? Ech ta wyobraźnia . Fajna z niej kumpela ,muszę przyznać .
Czas zwolnić, by w końcu się zatrzymać, oznajmiają panowie w pomarańczowych kamizelkach upapranych czarną mazią. Dumnie i z powagą kierują ruchem na odcinku paruset metrów z powodu "rozkładania nowego dywaniku". Styrany wzrok owych jegomości maluje na ich twarzach cały swój życiorys. Przy najmniej tu ich ktoś słucha . ..... Można jechać! oznajmiają czymś podobnym do lizaka ! Sunę powoli porytą częścią starej nawierzchni oddzielonej wzdłużnym uskokiem od nowej parującej jeszcze i cuchnącej smołą drogi. Co jakiś czas omijam kałuże wody używanej w tym procesie a małe porozrzucane kawałki świeżego asfaltu dzwonią o wewnętrzną część błotnika. Ostrożnie , gęsiego jadę za innymi w odstępie nienarażającym na ewentualne obicie mnie małymi kamyczkami. Spoglądając na nową część drogi , myślami jadę sobie po niej i wiem ,że to kwestia paru dni i tak się stanie.
Najeżdżam pod jak najbardziej prostym kątem na nówkę ! Ale wypas i ta woń ! Równo jak na stole bilardowym . Delikatnie odkręcam ale bez przesady . Ograniczenia prędkości i wąskie pasy wraz z zrytym poboczem dają do myślenia i nie kuszą na pokuszenie . Docieram do obwodnicy Prudnika i puszczam przed siebie aby za chwilę się zrewanżować, wiecznie spieszącym się przedstawicielom handlowym ,czyli "seicento-wcom w garniturach" . To puszczanie ma też za zadanie ewentualne informacje o tym czy "suszarkowcy" przypadkiem nie zastawili się na tym jakże prowokującym odcinku drogi. Do lusterka też warto zajrzeć ,bo grafitowa Vectra C, "bogato wyposażona" w sprzęt optyczno-radarowy też uwielbia te okolice . Ci, których ten naszpikowany nową technologią pojazd dogonił i zatrzymał nie mieli wesołych min. Tak taka nauka kosztuje nie mało.
Jest "czysto".
Czas więc wydusić więcej z żelaza : 120.....150...... upss....... ,sorry ,że tak szybko wyprzedziłem i wystraszyłem kolesia w garniturku . 150... ? co tam dalej ......160.......jeszcze ! ...170 ..175.. jeszcze się rozpędza .....odpuszczam .
Poco więcej ? że by się pochwalić ? po co ? ....."Przecież cruiser nie jest do tego stworzony a i tak nieźle sobie radzi . Gdybym chciał szybkości ,kupiłbym coś plastikowego i już ". Przyznaję ,trochę mnie poniosło .
Spokojnie wjeżdżam do miasta i stygnę wraz z bulgoczącymi rozgrzanymi wydechami. Rundka w koło i powrót na obwodnicę . Rozsmakowany w pędzie i oswojony z wyrywaniem kończyn przednich, pozwalam sobie na małą "powtórkę z rozrywki" . Kusi i kusi jak bym chciał spalić resztki cholernie przydługiej zimy, która zamieszkiwała w tłumikach wraz ze starym pająkiem . Ekstra ,wystarczy, powracam do "przelotówki" i nie chodzi tu bynajmniej o koniec wędki ,tylko o typową prędkość przelotową ,chociaż trochę jak by za szybką po wcześniejszym szaleństwie. Rozmyślam po drodze o różnych sprawach . Życie pędzi strasznie do przodu ,może dla tego sam się śpieszę z przyzwyczajenia .Spoglądam na zegarek na tablicy rozdzielczej ,na wskaźnik paliwa - "chyba jeszcze się nie wyluzowałem ?"
Szybko coś ten Głogówek się zbliża !. Myśli też powracają na swoje miejsce gdy oczy rozpoznają znane widoki.
Jeszcze tylko kółko przez miasto i chowam gwiazdę dzisiejszego wypadu.
Koniec na dziś.
Najpierw jednak trzeba się pozbyć pozabijanego robactwa (chyba cała kompania) dla którego mój wyjazd okazał się śmiertelny a jeńców nie brałem . Tradycyjnym psik-psik spryskuję moto i wizjer kasku i ? ........i teraz jest czas na otwarcie schłodzonego ,złocistego napoju na który na pewno zasłużyłem w ciągu tego dnia .
Czas też zapodać jakąś muzę z samochodziku - co dziś zagramy ?- szukam w kombinacji kabelkowej telefon kontra magnetofon - o jest : zaczniemy od "Glasgow Kiss" J.Petrucci-ego. Teraz insekty namokły i pozbywam się ich za pomocą papierowego ręcznika . Dziwny zapach wydobywa się jednocześnie po ich kumplach tylko ,że grillowanych na silniku . Tak oto odstawiam czystego rumaka na swój dywanik w garażu i zapinam w łańcuchy wszelakie by jutro znowu cieszyć się jego widokiem.
Trochę zmęczony dniem i chyba przesileniem wiosennym , ale z "doładowanymi bateryjkami " ,wracam prosto do domu.
Trzeba wypocząć, jutro też ma być ciepło i słonecznie.
cdn.
B.S.2009