Moimi oczami, czyli relacja z akcji u Spidera:
Zaczyna się od spotkania z Majką, Spiderem, Mariem i Jackiem w pobliżu Sandomierza. W pierwszej kolejności jedziemy do rodziny Spidera, gdzie wypakowujemy część rzeczy i przenosimy je do garażu. Dalej Majka, Mario i Jecak wsiadają do busa, a Spider i ja do ocalałego Poloneza i jedziemy w kierunku zalanego osiedla domków jednorodzinnych, gdzie Spider uparcie walczy ze skutkami powodzi. Zezwolenie na przejazd przez most na prawą stronę Wisły pokazane policjantowi pozwala nam jechać dalej. Kilkaset metrów za mostem rozdzielamy się: Mario z ekipą jadą na drugą stronę osiedla, gdzie trzeba przejechać przez dość głęboką wodę, natomiast Spider i ja dojeżdżamy w pobliże osiedla krótszą i suchą drogą – Spider nie chce zamoczyć aparatu zapłonowego w Poldku. Tam przebieramy się w wodery i bocznicą kolejową prowadzącą z i do huty dochodzimy do osiedla. W połowie drogi, na torach, widać już stojącą wodę. Jeszcze kilka kroków i nasze tobołki trzeba już trzymać nad głową, bo woda sięga do piersi. Pierwszy rzut oka i.... nie wierzę w to co widzę. Zalane do połowy domy, ludzie poruszający się po wodzie wszystkim, na czym da się pływać: pontonami, kajakami, łódkami... krajobraz przypomina Wenecję, tylko w znacznie gorszym wydaniu. Tak teraz wygląda moja codzienna droga do domu – relacjonuje Spider. Po tej przeprawie dochodzimy wreszcie do domu Spidera. Maja, Mario i Jacek już czekają po drugiej stronie osiedla. Tutaj Spider pokazuje mi zniszczenia, pokazuje dokąd sięgała woda, z którego okna wsiadał do pontonu. Widok wewnątrz jest straszny: mury przesiąknięte wodą, grzyb na ścianie, zgniła boazeria, z podłóg nic nie zostało, wszystkie tynki nadają się tylko do skucia. Armagedon... Z piętra biegną się przywitać dwa sympatyczne psiaki, które jeszcze długo nie będą mogły spacerować po ogródku.
Wychodzimy z domu, zabieramy przycumowany przy schodach ponton i ruszamy w stronę ekipy z busa. Karol po drodze opowiada o tragedii, jest optymistycznie nastawiony – ja nie wiem co powiedzieć – rozglądam się tylko i nie dociera do mnie ten ogrom spustoszenia, jakie wywołała powódź. Spider kieruje akcją: wie kto najbardziej ucierpiał, wie kto w pierwszej kolejności potrzebuje pomocy. Ładujemy pudła na ponton. W międzyczasie sąsiad Spidera, Marcin, holuje w naszą stronę łódkę zapożyczoną od WOPR’u. Przyda się bardzo; jest pakowna więc zaoszczędzimy trochę czasu. Łódka ta służy również jako miejscowa taksówka. Ludzie, do których docieramy są zaskoczeni: nie spodziewali się. To pierwsza taka prywatnie zorganizowana akcja – mówią. Niektórzy mają łzy w oczach, cieszą się, że ktoś o nich pomyślał, że pomógł. Dom po domu „rozwozimy” wszystko, co zorganizował Mario. Osiedle jest duże, woda w niektórych miejscach sięga do piersi. Po kilku godzinach nogi zaczynają już odmawiać posłuszeństwa – bolą jak cholera. W jednym z domów starsza Pani opiera głowę o moje ramię i płacze. To dorobek całego mojego życia, co ja mam teraz zrobić? – pyta. Ta i inne sytuacje spowodowały, że tego, co zobaczyłem nie zapomnę nigdy. Po zakończonej akcji Maja i Spider zapraszają nas na kawę. Uratowaliśmy kuchenkę – mówi Maja, ...i mamy gaz z sieci – dodaje Spider. Już za kilka minut delektujemy się gorącą kawą, której ze względu na okoliczności smak był niepowtarzalny... Czułe pożegnanie i wracamy do domów: Mario i Jacek do Częstochowy, ja do Rzeszowa. Wszyscy jesteśmy szczęśliwi, że mogliśmy pomóc i w pewnym stopniu zjednoczyć się z ofiarami klęski. Jesteśmy bogatsi o nowe doświadczenia.
Maja i Spider, mimo, że sami stali się ofiarami powodzi nie tracą optymizmu; są weseli, nie tracą zdrowego rozsądku, pomagają wszystkim tak, jak mogą, dzielą się tym co mają. To wspaniali ludzie. Kochani, dziękuję Wam, że tak serdecznie i ciepło nas przywitaliście.
A tutaj kolejna porcja zdjęć, na których można zobaczyć między innymi wnętrze domu Spidera:
Zdjęcia w katalogu "Sandomierz II"